Centrum po zmroku
Do całym dniu spędzonym ze znajomymi, Roma i Svieta odwieźli nas ok. 16 pod nasz obiekt Apartments Reykjavik, który zlokalizowany jest 100m od Oceanu i niecałe 10min piechotą od centrum (ulica Sólvallagata 68, dzielnica Vesturbær). Na miejscu nie zabawiliśmy długo, bo zgłodnieliśmy, tylko wypiliśmy po herbacie i ruszyliśmy w miasto. Wprawdzie mieliśmy coś do przekąszenia w plecakach, ale woleliśmy iść do knajpy polecanej przez Romana, gdzie serwują miejscową zupę w chlebie. To taki lokalne danie, a na tym nam zależało.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym szedł prosto do knajpy i nie robił zdjęć po drodze. Architektura stolicy zachwyciła mnie od razu. Trochę surowa, skandynawskie drewniane domki, niska zabudowa. Dlatego chwilę nam zajęło dojście do miejsca które wybraliśmy na obiadokolację. Lokal nazywa się Svarta Kaffið, i specjalizuje się tylko w jednym, różnego rodzaju zupach. Każdego dnia są dwie inne zupy w chlebie. Koszt 3100 ISK (ok. 90 PLN). Duża porcja. Do tego herbata rozgrzewająca za 650 ISK (ok. 19 PLN). Tanio nie jest, ale warto zapłacić.
Po obiadokolacji poszliśmy pod katedrę Hallgrímskirkja, którą zwiedzimy jutro, dziś tylko kilka fotek i z wróciliśmy z powrotem na główną ulicę Laugavegur. Tu są najładniejsze kamienice nadające wyjątkowy urok temu miastu. Tak samo jak tęczowa ulica Skólavörðustígur Regnbogagatan. Zrobiło się wyraźniej chłodno, więc przed wieczornym spacerem okrężną drogą przez jeziorko wróciliśmy z centrum do apartamentu.
Na Islandię przylecieliśmy także po to żeby zapolować na Zorzę Polarną. Stąd w planie mieliśmy późny spacer. Podobno Zorzę widać także z portu, więc tam chcieliśmy się udać. Z mieszkania wyruszyliśmy dopiero po 21. Brzegiem morza kierowaliśmy się w kierunku portu i dalej centrum kongresowego Harpa, robiąc po drodze masę zdjęć. Niestety to nie był nasz dzień. Zrobiliśmy na prawdę sporo kilometrów, poszliśmy aż za pomnik Sun Voyager. Chmury były tak nisko, że nie było szans o tej porze coś zobaczyć. Dopiero następnego dnia zobaczyłem że one ustąpiły po 24, i było widać Zorzę. A my na kwaterę trochę zmarznięci wróciliśmy przed 23.