Nie tylko Kamienny Most
Z Gjakovë do Prizren jest tylko 38km, a dojazd do hotelu w zajął mi prawie godzinę. W samym centrum są mega korki, wszyscy się wciskają i zmieniają pasy ruchu bez kierunkowskazów. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Ogólnie w mieście jest problem z parkowaniem, bo cała starówka jest w przebudowie (robią deptaki zamiast ulic). Na szczęście mój hotel ma garaż i jest tuż za starym miastem (dosłownie 5 min spacerem).
Szybko się odświeżyłem i mogłem ruszyć na miasto. Krętymi uliczkami wdrapałem się na początek na Kale, czyli tutejszą twierdzę. Wstęp bezpłatny. Cudne widoki na całe miasto i kamienny most. Po zejściu do miasta pospacerowałem deptakiem nad rzeką Bistrica/Lumbardhi i zajrzałem do meczetu przy kamiennym moście, bo akurat nie było modlitwy. Lokalne piwko też smakuje lepiej z takim widokiem. Intensywny dzień dawał mi się już we znaki, więc zrobiłem sobie godzinny reset.
Na miasto wróciłem jeszcze po zmroku zobaczyć jak wygląda najładniejsze miasto Kosowa. Wszystko ładnie podświetlone, miasto po zmroku robi jeszcze lepsze wrażenie.
Słoneczne przedpołudnie
Czas szybko leci… dziś opuszczam Kosowo. Ale zanim wyjadę mam jeszcze całe przedpołudnie na zwiedzanie tego, czego nie udało się zobaczyć wczoraj. Po śniadaniu przygotowanym przez właściciela, zapakowałem swoje rzeczy do auta i poprosiłem go o możliwość pozostawienia auta na hotelowym parkingu jeszcze przez 3h.
Po drugiej stronie rzeki jest Cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej wpisana na listę UNESCO. I tam właśnie skierowałem swoje pierwsze kroki. Wprawdzie na mapie Google widnieje wpis, że obiekt jest zamknięty, ale miałem fart. Na miejscu zastałem księdza i jeszcze jednego jegomościa, który oprowadził mnie po obiekcie. Okazało się że Nicolas (bo tak miał na imię) przyjechał 5 dni temu z Belgradu, i ma zamiar zostać na razie kustoszem Cerkwi (dziś był jego pierwszy dzień w pracy), a później także kapłanem.
Nico dobrze mówi po angielsku, fajnie opowiedział historię kościoła. Dowiedziałem się że to tu w Prizren narodził się ortodoksyjny kościół Serbski. Dlatego tak Kosowo jest ważne dla Serbów i nie chcą się pogodzić z ich odłączeniem. Część fresków po próbie podpalenia Cerkwi została odnowiona, część kaplicy po prawej od wejścia jest cała czarna, osmolona od palonych opon, które podpalacze wrzucili do środka (było to w 2006 roku). Jedyne co mnie zmartwiło to to, że Nico nie rozumie że ludzie są ważniejsi od ziemi. Nie ważne, że w Kosowie żyje 92% Kosowarów (etnicznie to Albańczycy bo mówią dialektem albańskiego – Gheg, są przeważnie muzułmanami). Dla Serbów to święta ziemia i musi być ich.
Ponieważ miałem sporo czasu do obiadu, wszedłem do muzeum Ligi Albańskiej. Małe muzeum nie specjalnie ciekawe. No może poza strojami ludowymi. Wdrapałem się jeszcze raz na twierdzę i na punkt widokowy ponad nią. A po powrocie do centrum kawa z widokiem na Kamienny Most, zakupy na drogę. I czas było ruszać w kierunku granicy. Wybrałem drogę R115 przez góry, jest ładna pogoda, będą fajne widoki.
Na wyjeździe z miasta zatrzymałem się jeszcze na chwilę przy Monaster Świętych Aniołów z 1350r. Częściowo zburzony przez Ottomanów (kamienie wykorzystano do budowy jednego z meczetów), teraz powoli odrestaurowany.